top of page
Szukaj

Oregon - nasza nowa miłość

  • Ciechomscywpodróży
  • 15 wrz 2017
  • 5 minut(y) czytania

Już po przejechaniu kilkunastu mil w stanie Oregon czuliśmy, że zapowiada się na piękne widoki na trasie. Pierwotny plan zakładał szybkie przejechanie kawałka stanu i wjechanie do kolejnego ze stanów – Washingtonu, w którym chcieliśmy zobaczyć rezerwat Indian i Seattle. Nocleg znaleźliśmy w okolicach miasteczka Baker City. Wieczorem podjechał do nas miły pan i przestrzegł przed rozpalaniem ogniska – podobno występuje spore ryzyko pożarowe i lepiej nie kusić losu. Rano ruszyliśmy z pewnym niepokojem. Wszędzie unosiła się delikatna mgła, ale mimo słabo widocznego słońca, było wciąż bardzo ciepło. Skąd ta mgła, w takim razie?

Jadąc w kierunku północnym, mgła robiła się coraz gęstsza. Gdy minęliśmy granicę Oregonu i Washingtonu, zrobiło się już zupełnie szaro. Rezerwat Indian, do którego dojechaliśmy po mniej więcej dwóch godzinach, to piękne lasy i trochę pól, a także muzeum, sklep z pamiątkami (głównie ręcznie robione przedmioty użytku codziennego) i restauracja. Chyba nie wrócilibyśmy w to miejsce drugi raz – jakoś tak trochę słabo wykorzystany potencjał, naszym zdaniem. Ale może mało widzieliśmy.

Z powodu ogromnych kłębów dymu i sporego kawałka drogi do nadrobienia, zdecydowaliśmy się odpuścić wizytę w Seattle – mamy nadzieję wrócić tam kiedyś i od razu skoczyć też do Vancouver i innych kanadyjskich rejonów. I, wiecie co? Bardzo dobrze się stało! Okazało się, że Washington nawiedzają liczne pożary i w jego głównym mieście zupełnie nic nie widać! Niektóre szkoły odwołują lekcje, zaleca się pozostać w szczelnie zamkniętych domach. Uff – całe szczęście, że nie przejechaliśmy tylu mil na marne. Wróciliśmy więc inną drogą, znów do Oregonu. Tu przecież czekają na nas piękne wodospady, rzeka Columbia i, oczywiście, cudowne wybrzeże.

Gdy ponownie minęliśmy granicę z Oregonem, od razu się zorientowaliśmy, że krajobraz jakby podobny do tego, który przed chwilą opuściliśmy. Wszędzie dym. No, trudno, pomyśleliśmy. Przejedziemy kilkadziesiąt mil i na pewno zostawimy pożary za sobą. Niestety. Piękna (podobno) okolica Columbia River i nasze wymarzone Multonomah Falls, okazały się być całkowicie niedostępne – był to największy pożar w tym regionie od wielu lat. Droga do wodospadów była całkowicie zamknięta i słyszeliśmy pogłoski, że prawdopodobnie za kilka dni nie będzie tu już nic do oglądania. Było nam baaardzo smutno. Musieliśmy zmienić nasze plany widokowe, noclegowe, postojowe. Na nocleg musieliśmy wybrać polankę w lesie nieopodal i, szczerze mówiąc, całą noc zastanawiałam się, czy przypadkiem ten pożar nas tu nie dogoni. Na szczęście rano obudziliśmy się cali i zdrowi, choć nieco uwędzeni.

Z pożarów szybko pojechaliśmy w stronę Portland, po drodze zatrzymując się w jednym z Outletów ubraniowych, bo przecież w Oregonie nie ma podatku sprzedażowego (jupi! Wreszcie można kupić produkt za dokładnie taką cenę, jaką widzimy na metce, bez wielokrotnego mnożenia, dodawania i liczenia, co tam powinno ostatecznie wyjść). Samo Portland zwiedziliśmy pokrótce i głównie z samochodu. Muszę jednak przyznać, że miasto wydaje się być całkiem przytulne i sympatyczne i chyba warto tu kiedyś wrócić na dłużej. Ale, ale, nie tym razem. Wybrzeże Oregonu czeka!

W Oregonie spędziliśmy 9 dni i, przynajmniej na razie, jest to stan, który zasługuje na nasze pierwsze miejsce w kategorii Najpiękniejsze Krajobrazy. Góry, lasy, wschody i zachody słońca, ocean, plaże, klify – tego wszystkiego naprawdę nie da się opisać. A samo wybrzeże to chyba najcudowniejsze miejsce na ziemi!

Po pierwsze, znajduje się tu kilka pięknych, starych latarni, które dodają uroku każdemu klifowi.

Po drugie, plaże! Skaliste, piaszczyste, kamyczki mniejsze, większe, szerokie, wąskie – WSZYSTKIE piękne! Co kilka mil można skręcić w jakąś boczną dróżkę i okazuje się, że docieramy do jeszcze bardziej cudownej plaży, niż przed chwilą.

Po trzecie, droga nr 101, która wije się nad samym, samiuteńkim wybrzeżem i bardzo urozmaica podróż – znajduje się na niej milion punktów widokowych, więc bardzo ciężko byłoby nią przejechać bez żadnego postoju – raczej liczcie się z przystankami co 5 mil.

Po czwarte, magia Oceanu Spokojnego. Tak cudownie jest oglądać przypływy i odpływy, mewy szukające krabów do zjedzenia (!),

fale wyrzucające małże, meduzy, przeróżne muszle. Całymi godzinami mogłabym leżeć na plaży, słuchając szumu oceanu.

Po piąte, zwierzęta! Mieliśmy szczęście podziwiać wieloryby, foki, lwy morskie i kilka innych, które ciężko rozróżnić z daleka. Po szóste, miasteczka. Niektóre bardzo turystyczne, inne typowo rybackie, ale wszystkie mają swój urok. Musi być bardzo fajnie tu mieszkać. Sounds like a plan na emeryturę?

Polecamy całe wybrzeże Oregonu, ale kilka miejsc szczególnie:

Cannon Beach – małe, ładne i przytulne miasteczko, które znajduje się na północy wybrzeża, nad samym oceanem. Bardzo turystycznie, ale plaża długa i szeroka, więc zupełnie nie odczuwa się obecności drugiego człowieka.

Ponadto mnie bardzo urzekły wszędzie obecne hortensje – w cudownych kolorach, ogromne krzaki obsypane wielkimi kwiatami – Babciu Janeczko – chyba byś się popłakała ze szczęścia mając takie kwiaty u siebie w ogrodzie. :)

Latarnia Yaquina Head Lighthouse – najwyższa latarnia na wybrzeżu Oregonu. Wycieczki do środka odbywają się jedynie do 16:00, ale sam park wokół i plaża z czarnymi, owalnymi kamykami, są czynne do zachodu słońca. Z klifu można zobaczyć wieloryby i sporo ptaków. Wstęp to koszt 7$ za samochód, chyba że ktoś posiada Annual Pass – wtedy bezpłatnie.

Latarnia Cape Meares Lighthouse – boczna droga (od strony oceanu) jest zamknięta, można wjechać jedynie od strony drogi nr 101. My jednak wjechaliśmy od boku, zostawiliśmy samochód przed szlabanem i poszliśmy na piechotę (ok. 30 minut) – dzięki temu, zupełnym przypadkiem, uniknęliśmy opłaty. Latarnia mała, ale bardzo miło spaceruje się wokół parku. Dodatkowo polecamy zobaczyć drzewo Octopus Tree.

Ładne plaże – Moolack Beach (długa i szeroka), Neptune State Scenic, Cannon Beach, a także Fogarty Creek (South i North) – zjazd na Picnic Area (stoliki, toalety, kosze), przechodzi się pod drogą nr 101 na plażę – ładna, nie za bardzo zaludniona, piaszczysta – polecamy. Co ciekawe, na niektóre plaże można wjechać samochodem, a przy jednej (Bastendorff Beach Middle, nieco na południe od Coos Bay) można także spać (co też z ogromną radością uczyniliśmy).

Cudowne widoki - Rocky Creek Scenic Views (piękny widok na klify), Simpson Reef Overlook i Cape Arago State Park (dwa miejsca, z których można obserwować foki, lwy morskie, a nawet, przy odrobinie szczęścia, wieloryby).

Czego nie polecamy? Zdecydowanie nie idźcie do Sea Lion Caves. Dlaczego? Bo zjazd do miejsca, w którym wylegują się lwy morskie, to koszt 14$ od osoby, a widać dokładnie tyle, ile na ekranie obok kasy biletowej. Poza tym, lwy można podziwiać z innych punktów wybrzeża, zupełnie za darmo. Ale możecie wejść do budynku z kasami biletowymi, bo (oprócz oglądania na żywo transmisji z dołu), możecie skorzystać z różnych darmowych poczęstunków (my próbowaliśmy popcornu i ciast), kupić kartki pocztowe i inne pamiątki.

A co w Oregonie można jeszcze zobaczyć (jakby nam było mało...)?

O dziwo, Oregon ma tylko jeden park narodowy – Crater Lake National Park. Jest to ogromne, intensywnie niebieskie jezioro, które powstało w kraterze dawnego wulkanu. Zbiera się tu woda deszczowa i śnieg, a wszędzie dookoła widać piękne góry. Niestety, nam się nie poszczęściło – z powodu sporych pożarów w Oregonie i, w związku z tym, gęstej mgły unoszącej się nad całym parkiem, niewiele mogliśmy zobaczyć. Mimo wszystko weszliśmy na szczyt Garfield Peak (3,5 mili w obie strony, szlak trudny, podobno..., 2-3 godziny marszu – tak naprawdę nieco mniej niż 2), z którego zobaczyliśmy kawałek jeziora.

Mała adnotacja – w pobliżu campingu Mazama Village można się wykąpać za 75c/4 min. i zrobić pranie z suszeniem za 2,75$ - to są naprawdę DOBRE ceny. :) Wjazd do parku kosztuje 15$ za samochód (chyba, że ktoś posiada kartę Annual Pass).

Bardzo, bardzo, BARDZO polecamy cały Oregon – każdy jego fragment zawiera kilka miejsc wartych uwagi. Wyjeżdżamy z tego stanu z poczuciem niedosytu – oj, chyba kiedyś tu zamieszkamy i zwiedzimy każdy uroczy zakamarek. A co dalej? Słoneczna Kalifornia!!!


 
 
 

Kommentare


© 2017 by Ciechomscy w podróży

bottom of page