Grand Teton National Park i całkowite zaćmienie słońca
- Ciechomscywpodróży
- 22 sie 2017
- 3 minut(y) czytania

Gdy dowiedzieliśmy się, że 21 sierpnia, przez sam środek USA przebiegnie linia, na której słońce zostanie całkowicie zasłonięte przez księżyc, a na dodatek potrwa to ponad dwie minuty, od razu zaczęliśmy się rozglądać za miejscem, z którego będziemy mogli podziwiać to niecodzienne zjawisko. Wybraliśmy miasteczko Casper w stanie Wyoming. Jednak, gdy okazało się, że zwiedzanie Mount Rushmore i okolic zajmie nam tak niewiele czasu, zorientowaliśmy się, że możemy dojechać kawałek dalej, niż do Casper – do Grand Teton National Park. Perspektywa oglądania zaćmienia pomiędzy pięknymi górami, rzekami i jeziorami, była naprawdę kusząca. Już w sobotę znaleźliśmy miły camping przy samym wejściu na szlak (w niedzielę rano okazało się, że jest to bardzo licznie uczęszczany szlak i samochody nie miały gdzie parkować). Noc szybko nam zleciała i rano podjechaliśmy na przepełniony camping nad samym jeziorem – piękny widok. Pewna starsza pani podpowiedziała nam, że powinniśmy zostać w tym miejscu, bo dalej campingi mogą być przeludnione, a tutaj zaćmienie też potrwa prawie 2 minuty. Nie posłuchaliśmy. Znaleźliśmy kilka campingów na freecampsites i byliśmy pewni, że w pobliżu starego, turystycznego miasteczka Jackson, jakieś miejsce się dla nas znajdzie. Byliśmy w błędzie. W niedzielę w ciągu dnia prawie wszystkie miejsca były już zajęte. Na szczęście Amerykanie lubią dbać o turystów i, w związku z zaćmieniem, przygotowali wiele miejsc noclegowych nieco na północ od miasteczka. Całe szczęście! Udało nam się znaleźć miłą polankę, na której stały zaledwie dwa namioty. Później przyjechał jeszcze jeden samochód. Nasi najbliższi sąsiedzi, to przemili mieszkańcy San Diego – Matt i Jake. Okazało się, że Jake obchodził tego dnia urodziny i przyjechał ze swoim bratem specjalnie na zaćmienie słońca. Matt i Jake rozłożyli stół do beer-ponga, poczęstowali nas piwem i nauczyli grać (rzucanie piłęczką ping-pongową do wypełnionych piwem kubeczków jest całkiem śmieszne). Wszystko byłoby dobrze, gryby nie to, że nie mieli aż tak dużo piwa (więc w kubeczkach była woda) oraz najważniejszego elementu – piłeczki ping-pongowej (graliśmy kulką z naszej folii aluminiowej). Nieco później, do super zabawy dołączyli jeszcze Alessandra i Jason – nieco młodsi od nas. W ostatnich dniach strażnicy surowo zakazywali rozpalania ognisk, z powodu ogromnego ryzyka pożarowego. Jednak wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że ten wieczór koniecznie trzeba uczcić ogniskiem, więc szybko zabraliśmy się do rozpalania (było bardzo zimno, bardzo ciemno i nawet ja, która nienawidzi łamać jakichkolwiek zakazów, przystałam na propozycję). Bardzo miło nam się siedziało, gdy nagle zorientowaliśmy się, że ktoś idzie. Strażnicy? Wlepią mandat? Odeślą nas do Polski?! ... Na szczęście, byli to tylko sąsiedzi z pobliskiej polanki, którzy też mieli dużą ochotę rozpalić ognisko, więc gdy zobaczyli nasze, postanowili się przyłączyć. Później nadjechali jeszcze sąsiedzi z opuszczonego (jak dotąd nam się wydawało) namiotu – Janis i jej chłopak (imienia nie pamiętamy). Janis była totalną podróżniczką, więc bardzo spodobała jej się nasza historia. Była nawet całkiem zainteresowana kupnem Shevy’ego, gdy już skończymy podróż - ale nie wymieniliśmy się numerami telefonu, więc raczej zmarnowaliśmy okazję na sprzedaż auta. Ostatecznie przy ognisku znalazło się ok. 15 osób, w tym mieszkańcy USA, Kanady i Polski. Tego wieczoru spotkała nas fajna niespodzianka – nasi sąsiedzi przygotowali nam specjalność USA – pieczony na ognisku marshmallow (słodka pianka), który wkłada się pomiędzy dwa krakersy, razem z kawałkiem czekolady Hershey’s, która rozpływa się pod wpływem ciepłej pianki. Pyszne! Koniecznie musimy przywieźć zapas do Polski!

Rano wszyscy się trochę rozjechali, żeby znaleźć najlepsze miejsce na oglądanie Solar Eclipse. My, razem z Mattem i Jake’iem, postanowiliśmy zostać na naszej polance. Widok był fantastyczny! Nasi Kalifornijczycy umilali nam czekanie włączając najlepsze amerykańskie, rockowe hity (byli fanami System of a Down, więc naprawdę trafiła nam się dobra muzyka). Ok. 11:30 wreszcie stało się zupełnie ciemno i bardzo zimno.

Mimo ogromnego upału wcześniej, musieliśmy założyć swetry! Ale – opłacało się. Naprawdę miło przeżyć tak długie zaćmienie, w fajnym towarzystwie.

Nieco później przez naszą polankę przechodzili starsi Brytyjczycy, którzy czekali na zaćmienie wiele lat i specjalnie wybrali miejsce na wzgórzu nad naszą polanką. Zdjęcia i filmiki uświadczyły nas w przekonaniu, że na następne zaćmienie musimy przygotować się lepiej – trzeba znaleźć miejsce na wzgórzu, z którego widać całą drogę zaćmienia.

Po południu pojechaliśmy nad jezioro Jackson Lake. Chcieliśmy zrobić pranie i może małe zakupy przed wyjazdem w stronę Yellowstone. Gdy już załatwiliśmy wszystkie potrzeby, pojechaliśmy jeszcze na chwilę na plażę. To był strzał w dziesiątkę! Takiego widoku się nie spodziewaliśmy – ogromne jezioro pomiędzy górami. Mimo, że woda była zimna, nawet ja dałam się namówić na kąpiel.

W końcu Piter miał rację – gdybym się nie wykąpała, na pewno bardzo bym żałowała. Pamiętajcie, jeśli będziecie w Grand Teton NP – kąpiel w Jackson Lake to punkt obowiązkowy!

Wieczorem dojechaliśmy na ostatnie wolne miejsce na freecampsite – nieco na północ od Grand Teton, prawie przy granicy z Yellowstone NP. Tu również trafiliśmy idealnie – piękne jezioro, fantastyczny zachód słońca i mili, starsi sąsiedzi, mieszkańcy Oregonu.

Po kolacji z widokiem totalnie niesamowitym (w niektórych częściach świata zapłacilibyśmy za podobną miejscówkę miliony monet), szybko zasnęliśmy – Yellowstone wzywa!
Comments