top of page
Szukaj

Arlington Heights, czyli jak wygląda życie na przedmieściach Chicago

  • Ciechomscywpodróży
  • 17 lip 2017
  • 2 minut(y) czytania

Odkąd przyjechaliśmy do USA mieszkamy u rodziny w Arlington Heights. Do Downtown mamy ponad 30 mil – czyli ok. godziny drogi samochodem. Mogłoby się wydawać, że to daleko, ale w USA odległości są zupełnie inaczej postrzegane, niż w Polsce. Nie jest tu dziwne, gdy mieszkańcy podmiejskich miejscowości pracują w centrum i dojeżdżają do pracy półtorej godziny. Dla Amerykanów ważna jest raczej okolica, w jakiej mieszkają, czy są blisko dobre szkoły, itp.

Nasza okolica to spokojne uliczki, przy których znajdują się domy jednorodzinne – oczywiście, bez żadnego ogrodzenia. Jeśli ktoś ma psa, ogradza kawałek terenu z tyłu, ale podjazd i ogródek od strony ulicy nigdy nie są zagrodzone. Większość domków wygląda podobnie i typowo amerykańsko (tzn. typowo jak z amerykańskiego filmu) – dzięki temu, okolica wygląda naprawdę ładnie, nie ma tego chaosu i rozgardiaszu, który widać na ulicach w Polsce. Ponadto naprawdę łatwo zauważyć, na co idą opłaty mieszkańców – trawniki, drzewa, ulice – wszystko jest w bardzo dobrym stanie i zawsze zadbane. Akurat tak się złożyło, że gdy przyjechaliśmy do Arlington Heights, trwała wymiana nawierzchni wszystkich uliczek w okolicy – trzeba przyznać, że idzie im to całkiem sprawnie, choć tempo prac zależy od pogody.

Amerykanie lubią żyć wygodnie i to widać na każdym kroku: skrzynki pocztowe znajdują się bezpośrednio przy ulicy, więc listonosz siedzi z prawej strony samochodu i wymienia korespondencję bezpośrednio z fotela (zabiera pocztę, którą chcemy nadać i zostawia wszystkie listy dla odbiorcy). Niesamowite wrażenie wywarły na nas również śmieciarki – jadą jedną stroną ulicy, a wszystkie kosze są ustawione w taki sposób, że ze śmieciarki wysuwają się „szczypce”, podnoszą kosz, wyrzucają wszystko na tył samochodu i odstawiają kosz w to samo miejsce. Niesamowite, jak bardzo skraca to czas wywożenia śmieci! Wielu mieszkańców zamawia usługę koszenie trawy (trawniki są zawsze perfekcyjnie skoszone!). W sezonie jesiennym ta sama firma sprząta liście, a w zimowym – odśnieża. Kontrakt jest zatem podpisywany na cały rok, a dopłaty istnieję tylko w przypadku ogromnych opadów śniegu.

Oprócz uliczek z domkami, na przedmieściach Chicago zobaczyć można również:

  • Ogromne centra handlowe na niemal każdym rogu większych ulic. Nie wyglądają jednak jak nasza Galeria Mokotów czy Złote tarasy, raczej jak Auchan i Leroy. Prawie zawsze budynki są beżowe, a w każdej „plazie” jest raptem kilka sklepów – każdy ma oddzielne wejście od strony parkingu. Sklepy są ogromne, dlatego Amerykanie, chcąc odwiedzić trzy różne sklepy w obrębie jednej plazy, zazwyczaj pokonują trasę samochodem. Miejsca dla inwalidów są oznaczone dodatkową tabliczką „250 $ fine” (czyli można stawać, o ile masz 250 $ i chcesz je wydać w ten sposób ;) ) – wpis o sklepach następnym razem ;),

  • Dużo parków, jeziorek, placyków, fontann,

  • Świetnie połączone drogi ekspresowe i autostrady (niestety w dużej mierze płatne),

  • garage sales! W soboty, w sezonie letnim, na niemal każdej uliczce, znajduje się jakaś wyprzedaż garażowa. Za dolara czy dwa, możesz kupić niemal wszystko. :)

Czego, a raczej kogo spotkać raczej się nie da? Przechodniów! Przedmieścia są dla ludzi z samochodem. Serio! Próbowaliśmy w ciągu pierwszych dni przejść się na spacer do najbliższej plazy (ok. 45 minut drogi, choć wydawało się, że to bardzo blisko). Naprawdę myśleliśmy, że stracimy życie na którymś skrzyżowaniu!

Z dobrych wiadomości, auto jest prawie skończone. Niedługo pojawi się post, jak zrobić dom na kółkach. Iii... niebawem ruszamy! :)


 
 
 

Comments


© 2017 by Ciechomscy w podróży

bottom of page